„Emigranci” Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie

Bilety: I - 50 zł, II - 40 zł, III – 25 zł, stojące - 15 zł

autor: Sławomir Mrożek
reżyseria: Piotr Cyrwus
współpraca artystyczna: Andrzej Seweryn
występują: Piotr Cyrwus i Szymon Kuśmider

Premiera spektaklu: 6 czerwca 2015 r.

“Emigranci” w wersji z warszawskiego Teatru Polskiego, z udziałem Piotra Cyrwusa i Szymona Kuśmidera, brzmią tak, jakby Sławomir Mrożek napisał tę sztukę dopiero co, ledwie wczoraj. Tylko wybitni aktorzy potrafią w taki sposób rewitalizować klasyczny już tekst. To, co było w tej dramaturgii dobrze rozpoznane, całkowicie oswojone i niestety wypalone, nagle dzięki nim odzyskuje literacki wigor i moc teatralnej metafory.

Coraz rzadziej gramy Mrożka, choć kiedyś znaliśmy jego najsłynniejsze sztuki na pamięć. Zwłaszcza tę. A przynajmniej widzieliśmy ją choć raz w teatrze. Warszawscy “Emigranci” są jak przybysze z innego czasu i innego teatru. Wydają się być równocześnie tu i tam. W dwóch miejscach naraz. W drugiej połowie dwudziestego wieku i teraz w Polsce „dobrej zmiany”. W kraju i zagranicą. W teatrze absurdu i teatrze realizmu psychologicznego. Bohaterowie Mrożka zostali zagrani w tekście i ponad tekstem, dopieszczeni w detalach, mikroakcjach, znaczących gestach. Są do bólu i wstydu autentyczni, jakby z premedytacją zacytowani z naszego świata, a jednocześnie nadal pozostają uwikłani w kapryśne sylogizmy, w wymodelowany język autora. Piotr Cyrwus i Szymon Kuśmider wypełniają psychologiczną prawdą każdą frazę, intencję i myśl zapisaną przez Mrożka. Dwaj dawni aktorzy Starego Teatru dostali w Polskim u Seweryna drugie piękne życie. Pewność siebie, różnorodność wyzwań. Wchodzą w te postaci jakby głodni samych siebie z przeszłości, z czasów niedokonania albo gwałtownego wzlotu. W roli z “Emigrantów” Cyrwus rozmawia ze swoim Walusiem z telewizyjnego “Do piachu” Kutza. Pokazuje innego bohatera-śmierdziela, głęboko tragicznego, zdobywającego kruchą i chwilową świadomość jedynie w chorobie, pijaństwie, przeczuciu śmierci. Kuśmider wraca też do swoich aktorskich pradziejów: do Władzia ze “Ślubu”, do bohatera z “Ocalonych” Bonda. To nie jest pojedynek aktorski ani popisowa rywalizacja na scenie w konwencji, którą jakby dziś odrzucono, a na pewno się jej nie docenia. Raczej po prostu Kuśmider i Cyrwus żyją bohaterami Mrożka, z premedytacją w starym Stanisławowskim stylu. Kapitalne, pełne, zniuansowane, skończone role!

“Emigranci” Mrożka nie muszą już wyjeżdżać z kraju. Zagranica przyszła do Polski. Więc XX i AA siedzą gdzieś w wielkim mieście pod schodami. Współcześnie, nawet za tej władzy. Dalej się oszukują, walczą i sobą pogardzają. Nie mogą się za nic dogadać. Nawet przy wódce. Ex-solidarnościowiec, który się nie załapał na wielki biznes i politykę albo coś kiedyś podpisał i ma teraz przechlapane. Robol-chłop-katolik do wszystkiego: możesz go kupić za każde pieniądze i nadzieję, bo on żyje w iluzyjnym świecie. W jego wspomnieniu i marzeniu, żeby się nie zmieniał. W tym mentalnym zwarciu obłapiają się nie tyle dwaj niedopasowani bohaterowie, ile dwie Polski. Nigdy sobie nie wybaczą, nigdy siebie nie zrozumieją, ale też nigdy się nie rozstaną. Bo co zrobią bez lustra, bez wroga? Tamten musi być. A skoro on jest – musze też być ja. Przejmujący płacz inteligenta w finale sztuki Mrożka nadal staje się płaczem współczesnej Polski.
Łukasz Drewniak, kurator programu teatralnego w Teatrze Starym

Tytułowi emigranci, intelektualista AA i przeciętny zjadacz chleba XX, wynajmują wspólnie skromne mieszkanie w bliżej nieokreślonym kraju. Być może żyją na obczyźnie, a może nie musieli nigdzie wyjeżdżać, by czuć się obco… Połączeni przez przypadek – dążący do niezależności, a jednak skazani na wspólne bytowanie – prowadzą ze sobą i przeciwko sobie okrutną grę pozorów.
Sztuka Sławomira Mrożka dotyka problemu naszej tożsamości. Emigracja od kilku stuleci wpisana jest w historię naszego kraju – również tę najnowszą. Po 25 latach zmieniły się powody i formy emigracji. Znanym rozterkom towarzyszą nowe pytania. Co oznacza dla nas patriotyzm? Jaką wartość ma tradycja i odrębność kulturowa? Czy przestajemy „być”, a chcemy już tylko „mieć”? Czy potrafimy czerpać z doświadczeń historycznych? Czy coś zmieniło się w hierarchii naszych wartości?